Z samego rana przeplynelismy promem na druga stronę rzeki do Wat Arun. Ciekawa była przystań promową - przed przystaniąstragany Chińczyków z suszonymi rybami, wiec super zapach. Przystań w starym, drewnianym budynku, jak ktoś nie wie to nie znajdzie - kulki turystom pokazaliśmy drogę bo nie mogli trafić a my na szczęście mieliśmy 5 min od naszego hotelu.
Sam Wat Arun wyglądający niezbyt ciekawie z naszego hotelu okazał się przepiękna budowlą. Z daleka widzieliśmy jedynie, ze po galerii, gdzie jest różowa ściana chodzą ludzie - ludzie chodzą ale różowa ściana to bladofioletowa wstęga dookoła głównego prangu gdzie można napisać coś od siebie(życzenia). Wszystkie wieże (prangi) ozdobione są kawałkami porcelany -przepiękny widok. Na gore trzeba wspiąć się po stromych schodach - symbol trudności w osiąganiu wyższego,poziomu istnienia. Główny pragnie jest faktycznie imponujący - 67m wysokości i 234m w obwodzie podstawy.
Zapomniałam, ze nie można wchodzić pokazując kolana, wiec kupiłam przy okazji (na terenie watu) długie spodnie - przydadzą się na pózniej.
Z powrotem wróciliśmy do hotelu