Piękna jak na jesień pogoda powitała nas w Budapeszcie- ciepło i słonecznie. Młodzi wyluzowani. Polski kościół okazał się nie za duża ale za to świątynia z fajnym klimatem. Gdy podjechaliśmy autobusem pod drzwi kościoła, proboszcz wyszedł na na przeciw i z uśmiechem witał przy drzwiach kościoła. Był to pierwszy ślub proboszcza w tej parafii ( poprzedni 2 dni wcześniej odszedł na emeryturę) i ręce trzęsły mu się ze zdenerwowania bardziej niż Młodym !!!!!!
Mimo, ze kościoły to nie jest dla nas priorytet w zwiedzeniu świata to ten faktycznie okazał się skromną i bardzo przyjemną świątynią!!! Zupełnie bez zadęcia. Ksiądz cały czas uśmiechnięty i widać ze bardzo życzliwie nastawiony. Podobno jest tu kilkanaście ślubów rocznie ale ten był pierwszym gdy oboje młodzi specjalnie przyjechali z Polski - na ogół jedno jest miejscowe.
Po krótkiej ceremonii pojechaliśmy na wspólne fotki w mieście i w hotelu była krótka przerwa - Panna Młoda musiała się przebrać. Na obiad dojechaliśmy do Hotelu Gelerta. Były ustawione 4 duże stoły, muzyka fortepianowa na żywo - super bo wszystko na zupełnym luzie. Pełna integracja obydwu rodzin i przyjaciół .
Niedziela upłynęła na zwiedzaniu autobusem Budapesztu. Niektórzy nie dali rady i zmorzył ich sen.
Wspólny obiad w małym gronie (22 osoby) w greckiej restauracji był niesamowity - porcje tak ogromne, ze aż cieżko wstać od stołu, potem lody włoskie na mieście i wieczorem nasz biedny wnuczek tak zgłodniał ze musieliśmy kupić mu jogurt w Mc bo wszystko zamknięte :-)