Wczoraj wieczorem nasz znajomy taksówkarz zabrał nas ( dla odmiany nawet punktualnie) na dworzec autobusowy i pokazał gdzie mamy czekać na nasz autobus. Kontrola, bramka - prawie jak na lotnisku tylko paszportów nie oglądali i nie skandowali bagaży . Autobus opóźniony był godzinę wiec wsiedliśmy kompletnie padnięci (różnica czasu). W autobusie oczywiście zimno hak diabli wiec przydał sie kocyk z Lufthansy :-)
Do Ciudad Bolivar dojechaliśmy już z 3 godzinnym opóźnieniem wiec nie ma co liczyć na dalsza wyprawę dzisiaj bo spoznilidmy sie na ostatni samolot (odlatują jedynie o 7,8,9 rano). Tak wiec czeka nas noc w hotelu - pokój 3 osobowy za 6$ wiec damy radę. Tylko chyba nie ma cieplej wody - nie ma nawet rury z ciepłą woda ...
Jacek teraz biega wzdłuż Orinko - skoro maratonu nie będzie to chociaż fajny trening :-)
Autobus był pełen ludzi - tani i wygodny środek transportu . Po drodze opuszczone ale ogrodzone pola - widać, ze kiedyś coś uprawiano ale teraz tylko trawa i kilka dzikich drzewek. Im bliżej Orinoko tym bujniejsza zieleń i ładniej.
Hotel lezy w starej, kolonialnej dzielnicy wpisanej na liste UNESCO i pewnie stad pieniadze - cudne, niedawno chyba odnowione fasady domow - niekiedy widac jednak ze tylko fasady bo w srodku ruina. Coz, chociaz z zewnatrz ladnie wyglada :-)
bardzo mili wlasciciele - wymienili oczywiscie nam $ i to po kursie 75 a nie jak w Caracas 50!!! Widac, ze im dalej od stolicy tym lepszy kurs bolivara!!!!
Dostalismy kolacje ale wlascicielka byla zasumocona nasza prosba o cos wegetarianskiego - dostalismy caly talerz ryzu plus warzywa - pierwsze, pyszne tutaj danie. oczywiscie dodatkowo platne.
Chcielismy isc po poludniu do ogrodu botanicznego ale po ostrzezeniach nie poszlismy - podobno bezpiecznie jest tylko rano. trudno.
Rzucaja sie w oczy tutejsze auta - im starsze tym bardziej nam sie podobaly. Wszyscy wolno jada (takimi gratami nie da sie szybko), spokojnie ale korki z rana sa.
Rano oczywiscie nasz przewodnik byl pol godziny po czasie ale tlumaczyl sie korkami!
Najwazniejsze ze nie spoznilismy sie na samolot do Canaimy - my i Argentynczyk z naszego hotelu (nie mowil po angielsku).