Geoblog.pl    mafinka10    Podróże    Boskie Buenos (Peru przy okazji)    Inka Trails na Machu Picchu
Zwiń mapę
2017
11
mar

Inka Trails na Machu Picchu

 
Peru
Peru, Machu Picchu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16662 km
 
Udało się, daliśmy radę :-)
Było ciężko, chwilami nawet bardzo: odległość, trasa, wysokość - to wszystko powoduje wręcz "wybuchową czasem mieszankę ". Najgorsza oczywiście jest wysokość i związane z nią "niedogodności" delikatnie mówiąc . Idąc pod górę na wysokości 4000m tak bardzo brak tlenu, ze ciężko iść.
Wieczorem przed rozpoczęciem wyprawy, mieliśmy w siedzibie naszego operatora odprawę: poznaliśmy dokładny plan wyprawy, poznaliśmy naszych współtowarzyszy i przewodników.

W sobotę, 4:30 rano w pobliżu naszego hotelu ( brak dojazdu do hotelu, jedynie piesza droga) czekał masz przewodnik , który zaprowadził nas do autobusu.
Każdy był odbierany bezpośrednio z hotelu i na koniec dostarczony pod drzwi hotelu z powrotem :-)
Dojechaliśmy wszyscy na punkt początkowy czyli 82km linii kolejowej gdzie był punkt kontrolny biletów wejściowych do parku narodowego. Nastąpiło ważenie bagażu który mieli nieść tragarze: mogliśmy im dać po 3 kg naszych rzeczy gdyż do tego dochodziły śpiwory, poduszki czyli razem mąż 7 kg. My mieliśmy 5 i 6 wiec super ale ci co mieli np 8 kg musieli sami ten 1 dodatkowy kilogram nieść a to jak później się okazało było sporo :-) my np nie zabraliśmy dodatkowych butów na zmianę (żałowaliśmy na kempingu) ale lepiej przemęczyć się w butach treningowych. Iż targać dodatkowe kilogramy na wysokości 4000m.
Szef tragarzy sprawdzał wagę każdej z toreb!!! Czekało na nas śniadanie, dodatkowe wyposażenie (kijki treckingowe).
Ruszamy z Piskacucho (jedyne 2720m n.p.pm.) pierwsze 2 godz zgodnie z zapowiedzią były stosunkowo łatwe (mocne słońce jedyny raz w czasie marszu). Po drodze przewodnik opowiadał historię Inków i innych plemion, mówił o trasie która idziemy(droga zbudowana przez Inków, która zachwycali się nawet Hiszpanie - cała trasa wybrukowana kamieniami i głazami).
Doszliśmy wreszcie na lunch - zastaliśmy naszych tragarzy (korzy dawno nas wyprzedzili) z rozstawionym dużym namiotem, 2 przenośnymi toaletami i niesamowitym obiadem. Młody kucharz (25 lat) mając ok 1,5-2 godz czasu wyczarowywał za każdym razem niesamowite dania dla wszystkich(nas 16 osób, 2 przewodników i 23 tragarzy). Na początek dla każdego miseczka z woda i mydło do rąk(dla każdej osoby osobne oczywiście) plus żel antybakteryjny!!!.
Gdy skończyliśmy lunch, ruszyliśmy w drogę a ekipa sprzątnęła po obiedzie, umyli naczynia, spakowali namiot, stół i krzesła oraz toalety i oczywiście w biegu nas wyprzedzili!!!!! Byli niesamowici. Jeszcze nam po drodze bili brawo gdy zmachami docieraliśmy na kolejne postoje!!!
Widoki po drodze wręcz niesamowite - las pozdzwrotnikowy ( Cloud forest), inkaskie tarasy i ruiny. Po drodze miejscowe społeczności jako jedyne mieszkające w parku - aż niemożliwe mieszkać na tej wysokości - można kupić ostatnie napoje, skorzystać z bieżącej wody i toalety).
Do pierwszego na trasie obozu dotarliśmy ok 17 czyli jeszcze za dnia - Ayapata 3300 m n.p.pm.
Oczywiście obóz juz rozłożony, przed namiotami czekały miseczki z woda i mydło do rak a w namiotach materace i maty do spania. Znowu niesamowita kolacja i zapoznanie się całej ekipy: najpierw przedstawili się wszyscy pracownicy naszego tour operatora a potem my. Okazało się, ze 1 osoba odpowiada tylko za toalety (2 szt przenośne) czyli ich czystość (stał zawsze przy nich ubrany w maskę , gogle, kombinezon, kalosze i rękawice gumowe). "Kumkas" był naszym kelnerem i jako jedyny chyba (poza przewodnikami) poza keczua znał kilka słów po hiszpańsku).
Wśród nas my i para Australijczyków byliśmy najstarsi. Byli jeszcze Amerykanie, jeden Koreańczyk z San Francisco, podróżujący samotnie, para z Walii, która kończy podróż w czerwcu, Brazylijka i z poch Grek czyli para z Sydney.
Pierwszy dzień to jedynie 14 km i przewyższenie ok 600m
Drugi dzień powitaliśmy pobudka ok 5:30 gdyż czekała nas najtrudniejsza trasa: 16km czyli przewyższenie 1204 m i zejście w dół 1127m czyli maskara!!!! Podejście na przełęcz dało się we znaki (każdy krok to zadyszka i odpoczynek na złapanie oddechu co kilka minut) ale zejście dało o sobie znać w nocy - nie mogłam zasnąć z bólu kolan!! Całe szczęście, ze mieliśmy kijki bo bez nich chyba nie dałoby się zejść :-(
Nasi przewodnicy zmieniali się - zawsze jeden szedł z przodu a drugi zamykał nasza grupę czyli na ogół szedł ze mną :-)
Do obozu udało się dotrzeć za dnia wiec nie było tak źle (o 18 jest juz zupełnie ciemno) ale na wszelki wypadek kazano nam wsiąść do plecaków latarki.
Trzeci dzień nie był juz tak ciężki. - jedynie 10 km czyli 5 godz marszu wiec w obozie byliśmy juz ok 15. Tuż przed obozem (ok 15 min marszu) stanęliśmy aby obejrzeć Intipata. Było piękne słońce ale ponieważ oczywiście przyszliśmy ostatni, cała grupa szykowała się do zejścia w dół z najwyższego tarasu gdy my zastanawialiśmy się czy w ogóle wejść. Jednak weszliśmy. Nad nami zostali jeszcze Ron i Elizabeth czyli para z Sydney. Ponieważ byliśmy na niższym od nich tarasie, podaliśmy im aparat aby zrobili nam zdjęcie.
Po zejściu do grupy, która czekała na nas w połowie tarasów, Ron i Elizabeth tez zeszli za nami i wtedy okazało się jaka gafę niechcący popełniliśmy: Ron czekał na gorze aż wszyscy zejdą żeby oświadczyć się!!!! Wtedy my wpakowaliśmy z naszym aparatem:)
Przy. Alej grupie oczywiście pogratulowaliśmy im i powiedziałam, ze musz to traktować jako dobry znak - w końcu za chwile "stuknie nam" 35 lat:-)
W obozie czekał na nas wreszcie "prysznic" i normalna (turecka) toaleta. Nie wszyscy jednak zdecydowali się na taki akt odwagi -zimna woda przy dużym zmęczeniu i na wysokości 2700m n.p.m. nie jest zbyt przyjemne.
Na kolacje czekał na nas olbrzymi tort!!!!! Nie mam pojęcia jak kucharz go upiekł w tych warunkach (podobno maja jakaś technikę pieczenia najpierw z jednej potem z drugiej strony) gdyż Elizabeth i Barbara miały urodziny!!!!
Ostatni poranek to pobudka o 3:20 (tragarze musieli szybko zwinąć obóz aby zażyć zejść do pociągu o 5:10 którym wracali do Cusco).
Dostaliśmy suchy prowiant i po ok 10 min marszu w ciemnościach doszliśmy punktu kontrolnego przed Machu Picchu - tu czekaliśmy na otwarcie do 5:30. Ponieważ byliśmy na początku "kolejki" mogliśmy spokojnie siedzieć na ławeczce pod zadaszeniem - cała noc lało :-)
Po przejściu przez bramę, szybki marsz w dół (duo gorsze od wchodzenia pod górę - kamienie śliskie i nierówne, mimo, ze ułożone ciasno jeden obok drugiego) ok 330 m czyli 1 godz! Dotarliśmy wreszcie do Sun Agatę aby czekać na zejście słońca nad Machu Piccu - niestety ale chmury i mgła nie pozwalały nic zobaczyć :-(
Zeszliśmy wiec wszyscy na dół i samo miasto ukazało się jako "cud świata"
Miasto schowane wśród gór, dostępne jedynie z Inka trail sprawiło niesamowite, niezapomniane wrażenie. Oczywiście aby tu dotrzeć nie trzeba teraz wędrować 4 godz pieszo po górach!!! Można jak większość turystów dotrzeć pociągiem z Cusco i na sama górę wjechać autobusem (odchodzą co ok 5 min).
Niestety ale musieliśmy zrezygnować ze wspinania się na górę nad miastem (300m przewyższenia). Powodem było nasze zmęczenie, kompletny brak widoczności i zbliżający się deszcz.
Dostaliśmy bilety na autobus i zjechaliśmy do miasta (oczywiście po spędzeniu kilku chyba godzin w samych ruinach). Na dole lunch z cała grupa i powrót do Ollantantambo turystycznym pociągiem- było coś do zjedzenia, pokaz mody i możliwość zakupu tutejszych wyrobów. Na końcu czekał na nas firmowy bus, który odwiózł nas do Cusco przygodę z firmą Alpaka Expeditions zakończyliśmy przy drzwiach hotelu.
W sumie zrobiliśmy przez te 4 dni 45 km po górach na wysokości 2400-4200m n.p.m.
Powrót do hotelu to powrót do cywilizacji po 4 dniach bez prysznica, spania w namiocie, kłopotów żołądkowych i słabym dostępem do toalet itd.
Przewodnicy przekazali nam dużo informacji nr Inków, współczesnych mieszkańców Peru itp.
Warto było :-)



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
BPE
BPE - 2017-03-19 17:52
fantastycznie ! niezła wspinaczka jest na górę ....... mam nadzieję i ja kiedyś tam dotrzeć :-)
 
ilonka
ilonka - 2017-03-20 19:45
Cudne to wszystko ale kondycję to trzeba mieć!! No i ta organizacja super.
 
mafinka10
mafinka10 - 2017-03-21 01:23
Byliśmy najstarsi w grupie - nawet najstarszy tragarz był młodszy od nas, wiec chyba każdy da radę :-)
My jesteśmy z siebie dumni:-)
 
 
zwiedzili 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 118 wpisów118 53 komentarze53 705 zdjęć705 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
08.03.2018 - 25.03.2018
 
 
02.03.2017 - 24.03.2017
 
 
04.09.2015 - 27.09.2015