Poranek w Christchurch powitał nas przepiękna, wiosenną pogodą. Wszędzie kwitną kwiaty - kwietniowe żonkile we wrześniu? Proszę bardzo - jak wiosna to wiosna, mimo ze to Wrzesien :-)
Szybkie śniadanie i w drogę - do centrum całkiem blisko - widać ze miasto sporo ucierpiało w czasie rzęsie is ziemi 4 lata temu - wszędzie coś budują, remontują, odbudowują. Najlepiej widać zniszczenia na przykładzie katedry - głównego wejścia nie ma - cześć budynku wyglada jakby była "obcięta" . Wszędzie z reszta trwa wielki plac budowy, niektóre wcześniej pewnie zabudowane działki są uprzątnięte i czekają na swoją kolej.
Piękny ogród botaniczny. Krótka wycieczka po mieście zabytkowym tramwajem i ruszamy do kolejki gondolowej. Z góry fantastyczny widok na miasto i Pacyfik.
Fajnie udało się nam z pogodą - krystalicznie czyste powietrze pozwala na podziwianie krajobrazów.
Mnie osobiście bardzo podoba się miasto- czuje się jak w Anglii- rzeka nosi nazwę "Avon", ulice maja równie brytyjskie nazwy. Nawet zabudowa wskazuje na to, ze jest to kolonia brytyjska - budynki przypominają przedmieścia brytyjskich (anglosaskich) miasteczek.
Powietrze przepełnione jest wiosną - aż przyjemnie spacerować szczególnie jak pomyślimy o jesieni w Polsce:-)
Ludzie na ulicach przedziwnie ubrani - widać kurtki puchowe, szaliki i kozaki a z drugiej strony szorty i T-shirty.
Mimo ze temperatura nocą spada do plus 2 st, w motelu okna sa pojedyncze i jedynie 1 grzejniczek elektryczny. Na szczęście w łazience jest jeszcze skromny nawiew ciepłego,powietrza.
Jacek oczywiscie musiał wykapać się w pacyfiku wiec wsiedliśmy w autobus do New Brighton. To małe, chyba żyjące jedynie w sezonie letnim (czyli już wkrótce) miasteczko z przepiękna, szeroka plażą. Mimo przejmującego zimna, surferzy próbowali złapać fale ale chyba było słabo. Miasteczko jest całkiem wymarłe, sklepy pozamykane, ludzi jak na lekarstwo. U Chińczyka kupiliśmy jedzenie i z powrotem autobusem do Christchurch. Tutaj w centrum ciemno, zimno i pusto! Gdzie sa mieszkańcy? Jadąc autobusem patrzyliśmy w okna mijanych domów (budownictwo go kanadyjskie) - ciemno. Wiec gdzie sa ludzie? W jedynym chyba jeszcze otwartym (godz 19 ) sklepie udało się kupić jakiś okropny chleb i dżem na śniadanie bo z rana czeka nas przejażdżka pociągiem w poprzek wyspy.