ogólnie, to nic nie robiliśmy - spacerowanie po Yorkwille. Okropny wiatr więc nic nie chciało sie robić - jedynie często wstępować na kawę...:-)
Przy okazji złapania sieci w Starbucksie dzwoniliśmy do naszej młodzieży - zdenerwowałam się tylko, niestety i aż kręciło mi się w głowie. Małe dzieci - mały kłopot; duże dzieci - duży kłopot! Święte słowa :-(
O 16 spotkalismy się z Ryszardem na rogu University, czyli na starcie maratonu. Przejechaliśmy z nim samochodem całą trasę - strasznie długie te 42 km!!!!!! Chyba w Toronto tym razem maraton będzie miał jakieś 60 km - tak na oko....
Martwi nas tylko pogoda - nie zapowiada się zbyt różowo.
Jutro jedziemy odebrać numer startowy. - Ryszard pokazał nam gdzie to będzie - na terenie EXPO, czyli nad jeziorem.
Cała jazda samochodem zabrała nam 1,5 godz czyli tylko troszkę mniej niż w niedziele pobiegnie zwycięzca - za 70 tys $ warto sie postarać :-)
Maraton zaczyna sie i kończy prawie w tym samym miejscu więc nie będę musiała nawet dużo się przemieszczać. Na dopingowanie mam już dzwonek! Trzeba jakiś hałas robić.......
Wieczorem byliśmy u Ewy (koleżanka z liceum) na obiedzie - podała "spaggetti" ze świeżych warzyw - super!!!! Coś nowego i w dodatku pysznego.