Dzisiaj w planie była Casa Loma i muzeum - to ostatnie, niestety "nie wyszło". Udało sie jedynie zrobić zdjęcia z zewnątrz :-(
Idąc ulicą Spadina, na północ (skąd wszyscy wiedzą gdzie jest jaka strona świata??), po wdrapaniu się na wzgórek z fajną panoramą miasta, nagle zza drzew wyłania się francuski zamek!!!!!!
Okazuje się, że pewnien "nowobogacki" wg dzisiejszej nomenklatury, Kanadyjczyk postanowił postawić na początku XXw w Toronto zamek jako mieszkanie dla siebie i swojej rodziny. Niestety ale budowla nie została dokończona (właścieciel zaliczył bankuctwo). Dla nas, europejczyków zamek ten nie robi tak wielkiego wrażenia jak na mieszkańcach "nowego kontynentu". Jak słyszałam zachwyt przewodniczki nad sklepieniem w jednej z sal to pomyślałam, że chyba nigdy nie była w Europie i nie widziała pałaców i zamków jakie są w Anglii czy Francji.
Na szczęście pogoda była w miarę łaskawa (przestało padać) więc miło było zwiedzać Toronto:Kensington Market - na straganach widać głównie Chińczyków. Stragany i sklepy raczej nie zachęcały do wejścia (natłok tandety) więc skończyliśmy dzień na Yorkville gdzie pełno drogich sklepików (Gucci, LV, Prada itd) i sympatycznych kafejek.
Ponieważ do domu dotarliśmy dość późno więc zostaliśmy zaproszeni do chińskiej retauracji "mandarin" - jeść można było do woli czyli wszystkiego po trochu - jedzenie pyszne, tylko czemu żołądki tak małe?